Rok 2003
Rok 2004
Rok 2005
Rok 2006
Rok 2008
Rok 2009
Rok 2010
Rok 2011
Rok 2012
Rok 2013
- Szczegóły
- Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
Ojczyzna to nie tylko ziemia, ale także to, co na niej działo się z pokolenia na pokolenie, to historia wyrażana dziejami ludzi, rozległością kultury, wydarzeniami, które kształtują niepowtarzalną psychikę każdego z nas, całego narodu. Miłość do naszej całej historii, a ostatnio szczególnie w okresie okupacji, objawiała się w walce, niebywałych cierpieniach i ofiarach, upamiętnionych tablicami, pomnikami, pamiątkami, krzyżami i mogiłami pomordowanych i poległych. Pamięć o tych, którzy odeszli jest żywa wśród mieszkańców starszych jak i dzieci. O niewymownym hołdzie świadczy cmentarz partyzancki, na którym spoczęło 240 żołnierzy AK i BCh. Ekshumację zwłok żołnierzy z pól bitewnych Puszczy Solskiej przeprowadzono w dniach od 23 IX do 15 X 1944 roku. Tę wielką pracę wykonali przewodnicy - mieszkańcy, pod kierunkiem siedmioosobowej komisji, w skład której wchodzili inspektorzy - opiekunowie grobów żołnierskich, lekarze, fotografowie i sekretarze. Wśród ekshumowanych rozpoznano 118 żołnierzy. W związku z tym na 134 grobach umieszczono napis "Żołnierz nieznany". Obok wejścia na cmentarz znajdują się tablice z nazwiskami poległych żołnierzy z poszczególnych oddziałów. Na cmentarzu w ostatnich latach przeprowadzono wiele prac porządkowych. W 1957 roku na cmentarzu wzniesiono obelisk z płaskorzeźbami orłów jako świadectwo szacunku i pamięci złożonej w tym miejscu ofiary. Nie wszyscy polegli zostali pochowani na tym cmentarzu. Niektórzy zabrani przez bliskich spoczywają na parafialnych cmentarzach w grobach rodzinnych. Również zwłoki mjr Edwarda Markiewicza "Kaliny" pochowane zostały na cmentarzu parafialnym w Zwierzyńcu, obok zwłok jego brata Władysława Markiewicza "Skały". Cmentarz w Osuchach jest nie tylko największym cmentarzem partyzanckim w Polsce, ale i w Europie. Rokrocznie, w najbliższą niedzielę 25 czerwcu, odbywają się uroczystości ku czci poległych z udziałem kombatantów, władz, mieszkańców najdalszych zakątków kraju oraz miejscowej ludności . Zapalane są znicze, składane wiązanki kwiatów.
"Palą się znicze
A oni w trawie
Śpią pośród miasta.
Każdemu drzewo
Z serca wyrasta,
Na drzewach ptaki
Uwiły gniazdo
A w górze niebo
A w niebie gwiazda"
Danuta Wawiłow
Mszę odprawia ksiądz Małysiak, który każdego roku przyjeżdża z Krakowa. Spotyka się z kombatantami, z ludźmi, z którymi przemierzał szlaki partyzanckie. Ksiądz Biskup Jan Śrutwa przyjeżdżając do parafii Łukowa, zatrzymuje się przy cmentarzu. Odmawia modlitwę za poległych, składa wiązanki kwiatów. Na skraju lasu obok cmentarza wznosi się wybudowany w 1993 roku okazały dom. Napis na frontowej ścianie "Osuchy 1944 AK i Bch" dobrze widoczny z drogi informuje i zaprasza do zwiedzania muzeum, którego głównym zadaniem jest przekazanie kolejnym pokoleniom wiedzy o czynach synów tej ziemi walczącym z okupantem hitlerowskim w 1944 roku. Wieś Osuchy została nagrodzona "Krzyżem Grunwaldu III klasy". W miejscu gdzie 25 VI 1944 roku przez Sopot przedarła się grupa partyzantów AK pod dowództwem Konrada Bartoszewskiego ,,Wira” oraz "Corda" - Józefa Staglinskiego, na Dębowej Górce, znajduje się brzozowy krzyż i tablica upamiętniająca to wydarzenie.
KRZYŻ
"Wśród Biłgorajskich pól i lasów
Krzyż samotny
Na którym
Chrystus cierpiący
Rozpostarł ramiona opiekuńcze
Siekał go deszcz
Biją śnieżyce
A słonce opromienia
Ten krzyż
Pamięta bolesną przeszłość
Biłgorajskich ziem"
Anna Bandos
Jak pisała E. Orzeszkowa w "Nad Niemnem... te drzewa są świadkami, one powiedzieć nam mogą wiele..." tak też możemy określić drzewa porastające Puszcze Solską. One szumią chwałę poległym. Mieszkańcy Osuch zbierają się w każdą niedzielę i we wszystkie święta w kaplicy p. w. Maksymiliana Kolbe. Kaplica ta nieprzypadkowo nosi imię męczennika. Znajduje się ona na ziemi umęczonej i zroszonej krwią tych, którym na sercu leżało dobro Ojczyzny, którzy za nią oddali swoje życie. Jest ona pomnikiem a zarazem hołdem.
W 1996 roku szkoła podstawowa w Osuchach otrzymała imię majora Edwarda Markiewicza ps. "Kalina" Inspektora Inspektoratu Zamojskiego AK oraz sztandar. W szkole znajduje się izba poświęcona patronowi i walkom partyzanckim.
- Szczegóły
- Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
PRZEMARSZ W GŁĄB PUSZCZY
Rankiem 24 czerwca żołnierzy oddziałów Batalionów Chłopskich i Armii Krajowej zaskoczył deszcz. Wszystkie oddziały miały za zadanie ukryć się w bagnach, aby przeczekać akcję niemiecką. W ten sposób przekreślony został postulat tych dowódców oddziałów, którzy domagali się podjęcia próby przerwania pierścienia okrążenia niemieckiego. Rosła jednak wśród oficerów opozycja przeciwko rozkazom mjra „Kaliny”. Dowódcy nie poddali się biernie tej niebezpiecznej w skutkach decyzji. Zastępca komendanta obwodu por. „Mały” oraz dowódcy oddziałów, porucznicy: „Igor”, „Wir” i „Cord” oraz lekarze „Korab” i „Radwan” poszli do mjra „Kaliny”, by jeszcze raz go przekonać o konieczności wydobycia się z „kotła”, ponieważ nie mieli żywności a pierścień niemieckiego okrążenia zaciskał się. Niestety ich wysiłki poszły na marne. Podjęte przez inspektora postanowienie zostało zachowane. Lekarz „Korab” z ppor. „Radwanem” rozmawiali z inspektorem „Kaliną”, w jakiej są sytuacji. Inspektor wydał rozkaz na likwidację taborów, radiostacji oraz zbędnego sprzętu i archiwów. Wśród żołnierzy zostały rozdane resztki żywności. Oddziały „Rysia”, „Burzy” i „Topoli” były bez jedzenia. Kwatermistrze rozdali resztę amunicji i granatów. Ciężką broń maszynową ukryto w bagnach. Pozostawiono jedynie wozy z ciężko rannymi. Oprócz radiostacji zniszczone zostały również krótkofalówki wszystkich oddziałów. Po przygotowaniach zgodnie z rozkazem oddziały ruszyły w dalszą drogę na południowy wschód od Sopotu i gajówki Karczmiska. Po drodze partyzantów czekało piekło, rozległe bagna, krzaki sięgające ponad głowę, drapiące i bijące w twarz. Tymczasem spotykają ich nowe trudności i przeszkody. Natrafili na olbrzymie drzewa zwalone w poprzek drogi. Niestety nie można ich było usunąć nie pomagały nawet siekiery pionierskie. Tabory nie mogły przejść dalej, partyzanci porzucili je, aby nie opóźniać marszu. Zaczyna padać deszcz. Żołnierze stają się bezradni i chociaż to ukrywają, zdenerwowani. Pochód żołnierzy - widm - ubezpieczał I batalion BCh „Rysia”. Piąty pluton tego batalionu dowodzony przez „Topolę (II)” otrzymał od ppor. „Igora” rozkaz przeszukania Sopotu w rejonie Karczmisk i Brodu oraz ustalenia kierunku marszu nieprzyjaciela. Pluton ten w czasie wykonywania zadania wpadł w zasadzkę nieprzyjaciela, rozpoczęła się zawzięta walka. Na szczęście nie było rannych, jedynie kilku żołnierzy zgubiło się. Powrócili do oddziału po kilku godzinach, zmęczeni i zupełnie przemoczeni, gdyż wpadli w grzęzawisko. Zwiad plutonu ustalił, że Niemcy na linii Sopotu zajęli stałe pozycje. Wszystko wskazywało, że wróg nie zamierza atakować od strony północnej. Tymczasem partyzanci nadal maszerowali dalej przez puszczańskie lasy. Po przebyciu 3 km inspektor „Kalina” podjął kolejną dramatyczną decyzję, zlecając komendantowi szpitala „665” likwidację jego taboru i przekazanie rannych partyzantów ich macierzystym oddziałom. Komendant bezzwłoczne wykonał rozkaz – wozy zniszczono, a ranni żołnierze odebrani zostali przez swoich towarzyszy broni. Pozostałości leków zostały rozdane miedzy rannych żołnierzy. Po wykonaniu tego rozkazu szpital leśny przestał istnieć, ale duch walki nie opuścił personelu szpitala. Żołnierze szkoły podoficerskiej oddziału „Rysia” nieśli na zrobionych noszach ciężko rannego w nogę dowódcę szkoły por. „Dzierżyńskiego’. Przez cały okres trwania operacji „Sturmwind II” wiele było dowodów solidarności i uczynności żołnierzy. Ranni żołnierze stanowili ciężar w walkach z okupantem, ale mimo to potrzebujący pomocy otaczani byli troskliwą opieką nie tylko personelu szpitalnego, ale i wszystkich biorących udział w walce. Sytuacja z każdą godziną stawała się tragiczna. Partyzanci zmuszeni byli pić brudną wodę z bagna. Coraz więcej było chorych i rannych. A Niemcy cały czas ostrzeliwali las z dział stacjonujących w Łukowej, Podsośninie, Tereszpolu i Biłgoraju. Kierują się w bagna. Artyleria Niemiecka i lotnictwo nie dają im spokoju. Z wyraźnego odczucia głodu konie zostały zjedzone. Zmęczenie dochodzi do tego stopnia, że żołnierze między sobą nie rozmawiają, a artyleria i lotnictwo bez przerwy nękają wojaków. Partyzantów wraz z rozwojem sytuacji opuściła nadzieja na wydostanie się z pętli okrążenia. W akcie desperacji żołnierze odłączali się od swoich oddziałów i szukali wyjścia z „kotła” na własna rękę. Jedni usiłowali przejść przez linię nieprzyjaciela, co było już niemożliwe. Inni udali się w bagna i w ukryciu czekali na zakończenie morderczej akcji. Wojska niemieckie zajęły nowe stałe pozycje wzmacniając swoje stanowiska ciężką bronią maszynową, granatnikami i polami minowymi. Wojska niemieckie od zachodu, północy i południa osiągnęły cel swojego marszu, gdyż oddziały idące od zachodu zmniejszały teren zajęty przez partyzantów, a z drugiej zaś strony zajęcie i umocnienie pozycji stałych czyniło przebicie partyzantów coraz trudniejszym do przeprowadzenia. Tymczasem oddziały partyzanckie przemieszczały się w kierunku południowo-wschodnim, a więc w tym kierunku, z którego wojska niemieckie posuwały się poprzedzane ogniem artyleryjskim. Nawet w wypadku przebicia się przez linię niemieckiego okrążenia, partyzanci musieliby zniszczyć umocnienia znajdujące się na torach kolejowych. Po trzykilometrowym marszu oddziały zatrzymały się w gęstym zagajniku. Wtedy dowódcy: ppor. AK „Topola” i BCh „Skrzypik” po uprzednim poinformowaniu mjra „Kaliny” postanowili odejść wraz ze swoimi oddziałami i szukać na własną rękę wyjścia z zasadzki. ”Kalina” dał propozycje, aby okopać się, lecz ta opcja nie podobała się innym dowódcom, gdyż dowodzący doszli do wniosku, iż tak wielka grupa może być łatwo zlokalizowana i zniszczona przez zarówno lotnictwo jak i piechotę. Gdy decyzja rozeszła się wśród wszystkich partyzantów, zaczęli się oni kolejno przyłączać się do oddziałów „Topoli” i „Skrzypika”. Od kompanii odłączył się pchor. „Korczak” wraz z podległym mu plutonem i dołączył do I kompanii sztabowej por. „Woyny”, z którą związał dalsze losy plutonu. Pozostałym oddziałom mjr „Kalina” wydał rozkaz kontynuowania marszu. Nie trwał on jednak zbyt długo, po przejściu 1 km oddziały zajęły miejsca na skraju lasu w pobliżu polany, przez którą przepływał strumyk. W czasie postoju nastąpiła zmiana dowódców. Miejsce mjra „Kaliny” zajął jego zastępca „Miecz”. Wszyscy ruszyli w dalszą drogę docierając do tzw. Spalonego Lasu. Porucznik „Wir” wysuną projekt podciągnięcia zgrupowania między Osuchy i Buliczówkę i z nadejściem nocy podjęcia próby przebicia się przez Sopot. „Wir” uważał Osuchy za najdogodniejsze miejsce przerwania okrążenia. Ponadto w tym miejscu partyzanci za jednym uderzeniem mogliby przełamać linię okrążenia i sforsować drogę Osuchy – Józefów. W tym czasie oddziały „Topoli” szybko przemaszerowały w rejon osiedla Maziarze. Dla umożliwienia wyczerpanym żołnierzom odpoczynku zarządzono dłuższy postój. Żołnierze mimo braku żywności i wody wypoczywali. Wieczorem patrole zameldowały, że Niemcy podeszli na odległości 600 m i zatrzymali się po drugiej stronie drogi. Zajęli linie skrajem uroczyska, zwanego Czarna Rzeczka. Wieczorem 24 czerwca nowy pierścień okrążenia Niemieckiego został zamknięty. Z zapadnięciem nocy w kierunku Karczmiska wyruszyły oddziały „Miecza”. Zgrupowanie podeszło tak blisko linii nieprzyjaciela, że słychać było szczekanie psów i nawoływanie w języku niemieckim. Por. „Wir” zaproponował odwrót i przedstawił swój plan przebicia się w rejon Osuch. Czerwcowa noc jest krótka, a do pokonania pozostało 9 km. Około godziny 22 partyzanci zmienili kierunek marszu i idąc po bagnach przesuwali się w rejon Osuch. Po przyjęciu planu „Wira”, „Miecz” zrzekł się dowództwa. Dowódcą zostaje „Wir”. To wywołało w żołnierzach świeżą energię i wiarę w uratowanie swojego życia. Została zwołana narada dowódców. Po uzgodnieniu szczegółów dowódcy wrócili do swoich oddziałów. Niemcy znajdowali się ze wszystkich stron. Tak wiec po 4 dniu operacji „Sturmwind II” teren zamknięty okrążeniem ograniczał się do bagnistego prostokąta leśnego. Duże bagna, dziki drzewostan oraz gęste zarośla dawały przewagę partyzantom. Dalsze przebywanie na terenie uroczyska Maziarze było równoznaczne ze śmiercią. Tak, więc sztab Niemiecki osiągną swój cel. Zmusił tym oddziały partyzanckie do przyjęcia walki w warunkach dla nich niekorzystnych. Bitwa stała się nieunikniona.
WODY SOPOTU ZACZERWIENIŁY SIĘ OD KRWI
W nocy z 24 na 25 czerwca o godzinie pierwszej rozpoczęła się największa bitwa partyzancka w Polsce nazywana bitwą nad Sopotem lub pod Osuchami. Walkę rozpoczęły oddziały partyzanckie: BCh „Skrzypika” i AK „Topoli”, które po zapadnięciu nocy miały za zadanie przebić się przez drogę łączącą Fryszarkę ze wsią Borowiec. Zadanie polegało na przejściu bezpośrednio do linii nieprzyjaciela i przerwaniu szturmem pierścienia okrążenia, a następnie przeskoczeniu z uroczyska Maziarze do uroczyska las Czarna Rzeczka i kontynuowaniu szybkiego marszu w kierunku wsi Hamernia w celu odsunięcia się od wroga. Oddziały „Skrzypika” i „Topoli” około północy opuściły swoje miejsca postoju i skradając się przeszły na pozycje wyjściowe. W pół godziny potem rozpoczął się szturm na pozycje wroga, broń maszynowa została wysunięta do przodu. Żołnierze dostali rozkaz otworzyć ogień dopiero po podejściu do linii niemieckich na bliską odległość, noc była nadzwyczaj ciemna. Ciemność ta z jednej strony sprzyjała walczącym, ponieważ byli niewidoczni, a z drugiej strony przeszkadzała, bowiem utrudniała komunikowanie się i dowodzenie. Niestety jeden z żołnierzy łamiąc gałązkę zdradził położenie i zamiary partyzantów. Niemcy błyskawicznie otworzyli ogień z broni maszynowej i oświetlali teren rakietami. W momencie noc przeistoczyła się w dzień. Wrogowie zaczęli strzelać kulami zapalnymi i świetlnymi. „Skrzypik” rzucił rozkaz do szturmu. Odległość od nieprzyjaciela zmniejszała się gwałtownie. Jednocześnie wszyscy otworzyli ogień huraganowy na Niemców. Niestety pierwsi atakujący żołnierze wpadli na miny i zginęli. W parę chwil potem do akcji włączyła się artyleria niemiecka oraz wprowadzono granatniki i moździerze. Po kilku minutach żołnierze zrozumieli, że szturm zakończy się niepowodzeniem. W świetle rakiet widać było, jak grupa żołnierzy usiłuje kontynuować szturm. Niemcy mają nad partyzantami nie tylko przewagę ognia uzbrojenia i sił, ale do tego mają lepsze pozycje. Linia ich przebiega wzdłuż wzgórza, z którego strzelają prosto w twarz. „Skrzypik” rzucił rozkaz odwrotu, żołnierze skokami wycofali się. Podczas szturmu pod Malcami z oddziału BCh „Skrzypika” zginęło wielu żołnierzy. Podobny przebieg akcji miało natarcie oddziału AK ppor. „Topoli”. Wszyscy z oddziału nacierając na Niemców nie zachowali idealnej ciszy. Słychać było trzask łamanych gałęzi, jak i szelest liści. Po chwili przed nimi pada strzał i staje się jasno jak w dzień. Niemcy wystrzelili rakietę, a za nią następną. Pada rozkaz do szturmu. Strzelanina rośnie na sile. Wróg strzela huraganowym ogniem. Widać jak padają ludzie i już się nie podnoszą. Partyzanci wpadają na pola minowe. Szturm trwa. Do niemieckiej linii pozostało jeszcze 50 metrów. Wszyscy rzucają granaty zgodnie z rozkazem sierż. „Kmicica”, walka przybrała niezwykle zacięty charakter. Doskonale widać było stanowiska ogniowe Niemców. Niestety atak załamał się tuż na przedpolu wroga. Karabiny maszynowe, granatniki stworzyły mur ognia i żelaza nie do przebycia. Na minach zginęło kilkunastu żołnierzy. Sytuacja staje się tragiczna. Pada rozkaz wycofania się. Las jednak jest sprzymierzeńcem, drzewa stanowią naturalnie schronienia dla partyzantów. Mimo ogromnie silnego ognia części żołnierzy udało się wycofać. Z powodu ciemności rozproszył się również oddział AK „Topoli”, poległo 24 żołnierzy i oficerów, których nazwiska zostały rozpoznane. Straty w ludziach w bitwie pod Malcami objęły również żołnierzy z innych oddziałów. Silne straty poniosła drużyna z pierwszego plutonu „Corda” dowodzona przez kpr. Jana Sarzyńskiego. W czasie szturmu drużyna wpadła na pole minowe i dostała się w krzyżowy ogień nieprzyjaciela. Tak, więc drużyna z 1 plutonu AK przestała istnieć. W czasie, kiedy oddziały „Skrzypika” i „Topoli” toczyły ciężki bój pod Malcami, pozostałe oddziały pod dowództwem „Wira” docierały do Buliczówki i Osuch nad Sopotem. Zbliżał się świt. Maszerująca kolumna rozdzieliła się na dwie grupy: oddziały Batalionów Chłopskich „Rysia”, „Burzy” i „Błyskawicy” miały przebijać się na osi osiedla Buliczówka, natomiast oddziały AK „Corda”, „Wira” i „Woyny” na osi wsi Osuchy. Zachowując ostrożność po dotarciu na skraj uroczyska zaczęły się one rozwijać do natarcia brzegiem lasu, wzdłuż Sopotu. Obydwa oddziały miały przebić się do przeciwległego lasu zwanego uroczyskiem Dębowce. Na lewo od oddziału „Błyskawicy”, naprzeciwko spalonej Buliczówki rozwinęło się skrajem uroczyska Maziarze 10 plutonów oddziału BCh „Rysia”. W sąsiedztwie oddziału „Rysia” na jego lewym skrzydle zajęła stanowiska 1 kompania sztabowa AK por. „Woyny”. Od uroczyska Dębowce dzielił ją 400 – metrowej szerokości pas łąk i rzeka Sopot. Pozostałe oddziały AK „Corda” i „Wira” miały za zadanie dotarcie do przeciwległego boru, zwanego Lasem Bieńkowskim, zajęły pozycje na północno – zachodnim uroczysku Maziarze, w rejonie Osuch. Oddział „Corda” miał przebijać się na prawo do młyna na Sopocie, a oddział „Wira” na lewo od tego miejsca. Oba oddziały musiały pokonać tzw. pole Kostrubicha i łąkę zwaną Staw, a następnie miały przejść Sopot i przebyć pole, tzw. Zastawie, zasiane żytem. Na wzgórzu zwanym Krzywa Górka znajdowało się wrogie gniazdo ckm, stanowiące problem. Ckm był w trudnym miejscu do zniszczenia. Pozycje niemieckie biegły wzdłuż drogi Osuchy – Józefów do skraju lasu. Z tego powodu partyzanci zajęli pozycje w dolinie Sopotu, 6 km od drogi Osuchy - Józefów. Z samego rana w niedzielę 25 czerwca partyzanci ruszyli z uroczyska Maziarze do ostatniego szturmu. Pierwszy ruszył do natarcia I batalion BCh „Rysia”. Jednocześnie do akcji weszły pozostałe oddziały BCh – „Burzy” i „Błyskawicy”, oraz 1 kompania sztabowa AK por. „Woyny”. Po 20 minutach rozpoczęły szturm oddziały AK „Corda” i „Wira”. Walka toczyła się od Malców po Osuchy, szczególnie dramatyczny przebieg miała bitwa oddziałów „Rysia”, „Burzy” i „Błyskawicy” szturmujących na osi Buliczówki. Żołnierze oddziału „Rysia” na rozkaz plut. „Szczerby” i ppor. „Igora” ruszyli do natarcia. Pod osłoną mgły zachowując ciszę bechowcy ruszyli przez łąki Buliczówki chcąc najprędzej przeskoczyć odległość od Sopotu. Niestety, po zbliżeniu się na odległości 130 m pierwsi żołnierze wpadli na pola minowe. Spośród wielu poległych zdołano rozpoznać tylko 3 osoby. Na rozkaz żołnierze BCh ruszyli do natarcia. Wróg był jednak przygotowany na wszystko wprowadził do akcji artylerię, która utworzyła ogień zaporowy. Ponosząc ciężkie straty bechowcy napierali jednak do przodu, a plutony „Moskwy” i „Księżyca” zdołały dotrzeć aż do samego Sopotu i obrzucić pozycje nieprzyjaciela granatami. Pomimo zagrożenia w dalszym ciągu trwała desperacka walka. Oddziały ponosiły coraz większe straty. Wiele plutonów zostało dosłownie zdziesiątkowanych, w tym pluton „Moskwa”, jego straty wyniosły ponad 50%. Oddział „Rysia” miał również dotkliwe straty w ludziach, które niestety trudno dzisiaj ustalić. Ponadto w czasie trwania bitwy nad Sopotem poległ dowódca 2 plutonu batalionu BCh „Rysia” plut. „Księżyc”. Szczególnie ciężki los spotkał ciężko rannych, którym nie udzielono pomocy. W oddziale „Rysia” strz. Sobczyk otrzymał ciężki postrzał w twarz tracąc całkowicie dolna szczękę, by ukrócić cierpienie został dobity przez swojego przyjaciela. Strz. „Kula” podczas szturmu dostał pociskiem w oczy, tracąc jednocześnie wzrok. Wielu zmarło z ran i upływu krwi. Inaczej rozwijała się sytuacja na prawym skrzydle „Błyskawicy” i „Burzy”. Przebijały się one między Buliczowką i Fryszarką, i podobnie jak batalion „Rysia” znajdowały się na skraju uroczyska Maziarze. Rosnące na przedpolu krzaki dawały im częściowo naturalną zasłonę. W czasie szturmu żołnierze ostrzeliwani przez wroga zdołali jednak dojść do Sopotu, sforsować rzekę i przełamać pierwszą linię obrony nieprzyjaciela oraz dotrzeć aż do drugiej, w odległości ok. 300 m od uroczyska Dębowce. Niestety, na dalszą drogę zabrakło już sił oddziałom. Walka w lesie została przegrana, pod wpływem ognia nieprzyjaciela. Tylko cześć żołnierzy w małych grupkach korzystając z gęstych zarośli, zdołała przedrzeć się przez drugą i trzecia linię okrążenia. Wśród wielu poległych udało się ustalić nazwiska lub pseudonimy jedynie 7 żołnierzy z oddziału „Błyskawicy” i 8 z oddziału „Burzy”. Zginęły też niestety dwie sanitariuszki, siostry Makuchówny. W bardzo dramatycznej sytuacji znajdowali się ranni żołnierze - Wojciech Ciepla, którego mina pozbawiła obydwu nóg, razem z Cieplą na minę wpadł strz. Franciszek Pokarowski. Oddziały BCh chcąc uciec przed wrogiem cofnęli się na pozycje wyjściowe, lecz wojska niemieckie uniemożliwiły im tę akcję. Kontratak rozwinął się głównie na odcinku oddziału „Rysia”. Wynikało to z faktu, że oddziały „Burzy” i „Błyskawicy” rozbiły pierwszą linię nieprzyjaciela i Niemcy, używając żołnierzy z drugiej i trzeciej linii, nie mogli przeprowadzić kontrataku na cofające się oba oddziały. Wycofujący się batalion „Rysia” zajął stanowiska na skraju lasu uroczyska Maziarze,odpierając natarcie niemieckie, które wychodziło z uroczyska Dębowce.Tym sposobem oddziały niemieckie poniosły porażkę. Po ciężkich walkach Niemcom udało się zepchnąć do uroczyska oddziały „Burzy” i „Błyskawicy”, i dzięki temu wdarli się w linię obrony partyzanckiej dwoma klinami. Jeden klin został wbity między pluton „Moskwy” i „Visa”, wskutek czego dwa plutony: „Bruchalskiego” i „Visa” zostały odcięte od macierzystego oddziału. Drugi klin został wbity na prawym skrzydle, na styku oddziałów „Rysia” i „Błyskawicy”. Ośmiu oddziałom „Rysia” groziło okrążenie w rejonie Buliczówki. Oceniając sytuację, plut. „Szczerba” rzucił rozkaz odwrotu. „Bruchalski” i „Vis” nie próbowali połączyć się z oddziałem macierzystym. Szybko cofali się w głąb uroczyska i szybkim marszem skierowali swoje plutony na zachód, w rejon Osuch, gdzie walczyły oddziały AK „Corda” i „Wira”. Wraz z oddziałami BCh weszła do boju 1 kompania sztabowa AK, dowodzona przez por. „Woynę”. Zaatakowała ona nieprzyjaciela na odcinku Krzywa Górka-Buliczówka, zajmując pozycje między „Cordem” i „Rysiem”. Celem ataku tych oto oddziałów było przełamanie linii znajdujących się na skraju Lasu Bieńkowskie. Partyzanci ruszyli na pozycje wroga i wyzyskując siłę ogniową, jaką rozporządzali, przełamali pierwszą linię okrążenia. Oddział wdarł się na całej długości swojego natarcia w pozycje niemieckie, docierając do drugiej linii, położonej w głębi lasu Bieńkowskie. Niemcy stawiali zacięty opór. Dowództwo wroga skierowało na ten odcinek wypoczęte siły, próbując zahamować szturm polskich żołnierzy. Oddział „Woyny” nie walczył w komplecie, gdyż krzaki i zarośla rozdzieliły żołnierzy. Na tym odcinku walki nie było już atakujących i atakowanych. Żołnierze kompanii sztabowej inspektoratu zamojskiego AK walczyli desperacko. Wielu z nich wykazało niezwykłą odwagę. Linie okrążenia niemieckiego zostały przełamane, lecz nie dane było już nikomu przez nie przechodzić. Jedynie nielicznym udało się przetrwać. Resztki kompanii, wśród nich dowódca por. „Woyna”, cofnęły się do uroczyska Maziarze. Byli to przeważnie ranni żołnierze i niemal wszyscy kilka godzin później zginęli. Spośród wielu poległych w tej bitwie udało się zidentyfikować 29 nazwisk żołnierzy i oficerów oddziału „Woyny”. Na lewym skrzydle I kompanii sztabowej por. „Woyny” walczyli nadzwyczaj dzielni żołnierze plutonu „Korczaka” z oddziału AK „Podkowy”. Pluton doskonale wyszkolonych ludzi wyszedł z okrążenia z niewielką grupą żołnierzy „Woyny”. Gdy bój toczyły oddziały „Burzy”, „Błyskawicy”, „Rysia” i „Woyny” do walki na osi wsi Osuchy wkroczyły oddziały „Corda” i „Wira”. Żołnierze „Corda” na rozkaz dowódcy rozwinęli się w tyralierę na skraju uroczyska Maziarze. Przedtem jeszcze wydzielona została grupa szturmowa złożona z ochotników, której zadaniem było zlikwidowanie gniazda cekaemu znajdującego się na Krzywej Górce. Dowództwo nad tą grupą objął osobiście por. „Cord”. O świcie 25 czerwca żołnierze „Corda” rozwinięci w tyralierę, zachowując ciszę, ruszyli do natarcia. Przemierzając niepostrzeżenie otwartą przestrzeń por. „Cord” uderzeniem pistoletu ogłuszył czujkę niemiecką. Po szybkim sforsowaniu Sopotu przeszli do natarcia. Niemcy otworzyli silny ogień z lasu Bieńkowskie z ciężkiego karabinu maszynowego, znajdującego się na Krzywej Górce. Ogień cekaemu był morderczy, kilku żołnierzy poległo. Wzdłuż linii rozlegały się jęki rannych.. Oddział został przyduszony do ziemi i nie miał możliwości przeprowadzenia natarcia. Wówczas nieprzyjacielski cekaem zaatakowała grupa szturmowa, która otworzyła do niego ogień z elkaemów. Gdy przyszła nadzieja oddziały znów ruszyły do natarcia. Gniazdo cekaemów zostało obrzucone granatami przez partyzantów. W czasie tego pierwszego szturmu poległo 10 żołnierzy. Dalsza bitwa była pomyślna, mimo dużych strat w ludziach. Żołnierze przez dojrzewające żyto, rwali do przodu pod ogniem z broni maszynowej i granatników. Sforsowanie 400-metrowerj szerokości przypłaciło życiem 36 partyzantów, a drugie tyle odniosło rany. Ciężki postrzał w prawy bok otrzymał por. „Cord”. Mimo to dalej dowodził oddziałem. Niedługo potem plutony „Sokoła” i „Semena” dotarły do pierwszej linii okrążenia i po krótkiej walce zdobyły ją. Niemcy w pośpiechu opuszczali stanowiska. W zaciętej bitwie oddział por. „Corda” zdobył drugą i trzecią linię okrążenia. Droga do wolności stała otworem. Niemcy próbowali jeszcze atakować i zamknąć partyzantom dostęp do przerwy w okrążeniu. Oto jak bitwę pod Osuchami wspomina żołnierz oddziału „Corda” kpr. „Jagoda”: „Ruszamy do natarcia. W pewnym momencie Niemcy otworzyli ogień z cekaemu znajdującego się na Krzywej Górce. Rozpoczęła się strzelanina, z każdą chwilą przybierająca na sile, aby w końcu przejść w huraganowy ogień. Natarcie nasze mimo silnego ognia nieprzyjaciela trwało. Biegłem, ile tylko sił, zbożem, dźwigając erkaem. Chwilami, kiedy ogień nieprzyjaciela przybierał na sile i był niebezpieczny, padałem i czołgałem się. Niemiecka broń maszynowa wyrządzała nam coraz większe straty w ludziach. Dookoła mnie rozlegały się krzyki rannych i jęki umierających. Dotkliwe straty wyrządzał cekaem Krzywej Górki, jak również ogień zaporowy na wprost nieprzyjaciela. W pewnym momencie czągając się w zbożu zauważyłem drut od telefonu polowego, przeciąłem go. Z kolei dotarłem na skraj zboża i znalazłem się oko w oko w bezpośredniej bliskości z nieprzyjacielskim gniazdem karabinu maszynowego. Ustawiłem erkaem i z przerażeniem stwierdziłem, że nie działa. Otóż jak biegłem żytem kłosy zboża, które dojrzewało, zablokowało mi broń. Posiadałem jedynie rewolwer i granaty angielskie. Nie namyślając się długo, odbezpieczyłem granat i rzuciłem go w kierunku wściekle strzelającego karabinu maszynowego. Z przerażeniem stwierdziłem, że granat nie wybucha. Zapomniałem jednak, że był to przecież granat angielski z opóźnionym zapłonem i należało go trochę przetrzymać. Pomyślałem: ›› widocznie, Boże, chcesz, abyśmy wszyscy zginęli‹‹.W tym momencie granat wybuchł i niemiecki karabin maszynowy przestał istnieć. Poderwałem się i wyskoczyłem na linię niemiecką. W chwilę potem dotarli do mnie pierwsi żołnierze. Walka trwała. Po obu stronach linii nasi żołnierze likwidowali niemieckie gniazda oporu. [...] Linie niemieckie zostały przełamane”. W walkach z niemieckim okupantem poległo kilkunastu partyzantów. Bohaterską śmiercią zginął również dowódca oddziału, „Burza” – „Anton” pochodzący ze wsi Zamch, powiat biłgorajski. Otoczony w dolinie rzeki Studziennica „Burza” – „Anton” zorganizował obronę ze stacjonujących z nim żołnierzy różnych oddziałów i przyjął bój. Walka miała zacięty przebieg. W uroczysku Maziarze poległ również dowódca 1 kompanii sztabowej inspektoratu zamojskiego AK, por. „Woyna”. Szczególnie wyróżnili się w tej walce dwaj młodzi partyzanci, a mianowicie strz. Eugeniusz Krzyszycha (lat 19) z oddziału AK „Topoli” i strz. Władysław Osuch (lat 19) z oddziału BCh „Burzy”. Obaj osaczeni przez Niemców przez kilka godzin odpierali wszystkie ataki, broniąc się ze schronu pistoletami maszynowymi i granatami.
Walki oddziałów AK i Bch w okrążeniu akcji Sturmwnid II w Puszczy Solskiej
LINIE OKRĄŻENIA
18 I linia okrążenia wyjściowa: Biłgoraj - Zwierzyniec – Krasnobród - Susiec – Huta Różaniecka – Borowiec – Tarnogród – Markowicze – Biłgoraj
20-21 VI Biłgoraj - Zwierzyniec – Majdan Nepryski – Susiec – Huta Różaniecka – Borowiec - Osuchy – Rakówka – Margole – Tereszpol
22 VI Tereszpol – Józefów – Susiec – Borowiec – Osuchy – Rakówka - Margole – Tereszpol
23 VI Margole – Józefów – Susiec – Borowiec – Osuchy – Rakówka - Margole
24 VI Osuchy –Fryszarka – Karczmijska – Nowiny - Susiec – Borowiec– Osuchy
25 VI Osuchy –Fryszarka –Mażierze – Osuchy Stan żołnierzy AK-Bch w bitwie „Sturmwind II"
Stan żołnieży AK - Bch w Bitwie Sturmwid II w Puszczy Solskiej | ||
Oddział | Liczba żołnierzy | Liczba poległych |
Armia Krajowa |
|
42 67 30 74 20 |
Bataliony Chłopskie |
29 300 60 50 |
|
Razem | 1040 | 375 |
- Szczegóły
- Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
Puszcza Solska olbrzymi kompleks leśny – była ostoją dla wielu ugrupowań partyzanckich. W lasach tych stacjonowało większość oddziałów AK i BCh oraz partyzantka radziecka. Tutaj partyzanci zbierali się i wyruszali na akcje przeciwko Niemcom, tu znajdowali wypoczynek i regenerowali siły. Serce Puszczy Solskiej Osuchy to miejscowość, której mieszkańcy czynie włączali się do walki narażając często swoje życie. Stąd docierały do lasu informacje o ruchach wojska nieprzyjaciela stąd wyruszali na różne akcje dywersyjne. Niemcy cofając się z frontem nie mogli bagatelizować ani tolerować obecności sił partyzanckich na swoich tyłach. hitlerowskie władze przystąpiły do organizowania wyprawy na tereny lasów biłgorajskich. W czasie II wojny światowej 16 września w okolicach Osuch trwały walki 12 pułku piechoty ppłk Mariana Strożyca powstrzymujące wojska hitlerowskie próbujące od południa przekroczyć Tanew. Od roku 1939 działała we wsi komórka Związku Walki Zbrojnej. W lipcu 1943 roku. hitlerowcy zniszczyli część wsi i zabili 17 osób. W czerwcu 1944 spalone zostały całe Osuchy, wtedy zostało zamordowanych 30 osób. W czerwcu 1944 roku Niemcy rozpoczęli na szeroką skalę akcję wojskową, której celem było oczyszczenie zaplecza frontu z działających tu coraz bardziej aktywniej partyzantów. Wiosną 1944 roku prawie cały powiat biłgorajski był pod kontrolą partyzantów z wyjątkiem Biłgoraja i Tarnogrodu. Charakterystyczne jest to, że Niemcy w tym okresie utrzymywali kontakt z Biłgorajem jedynie drogą lotniczą, a dojeżdżali do niego tylko w dużych kolumnach samochodowych pod eskortą wielu żołnierzy. W maju 1944 r. dowództwo wprowadziło do akcji samoloty z zadaniem niszczenia gajówek, wsi położonych w głębi lasów, jako - zdaniem okupanta - zarażonych bandytyzmem. Pod koniec maja wzmocniono skład gestapo w Biłgoraju z 25 do 60 gestapowców. Między innymi agencje gestapo mieściły się we wsiach Osuchy, Harasiuki, Borowiec. W dniach 28 maja 1944 r. do południowej części powiatu biłgorajskiego przybyła na tzw. Zatanwie "Brygada Kałmuckiej Kawalerii" w służbie niemieckiej pod dowództwem doktora Dolla w sile ok. 4000 ludzi i natychmiast przystąpiła do działania. Zajęli okoliczne wsie i usiłowali sforsować Tanew i zająć Osuchy. Zamiar ten nie udał się do akcji wkroczyły oddziały AK "Topoli", BCh "Burzy" i inne oraz oddziały radzieckie Szangina i Kowalewa. Po kilkugodzinnej ostrej walce Kałmucy zostali odrzuceni na drugi brzeg rzeki, nie osiągając zamierzonych celów. Wydarzenie z 28 marca dały początek ciężkim walkom na linii Tanwi trwającym do 9 czerwca. Sumując można stwierdzić że walki na linii Tanwi zakończyły się dużym sukcesem oddziałów partyzanckich. Walki te z uwagi na ich skalę można śmiało nazwać mianem powstania chłopskiego.
- Szczegóły
- Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
Jedną z atrakcji turystycznych są niewątpliwie rzeki Tanew i Sopot, obfitują one w wiele gatunków ryb, takich jak płocie, szczupaki, sumy, okonie i wiele, wiele innych.
W wspaniałych lasach Puszczy Solskiej znajduje się wiele gatunków rzadkich zwierząt oraz roślin, można tam też udać się szlakami turystycznymi do ciekawych miejsc jak choćby miejsce przedarcia się partyzantów przez pierścień okrążenia. Są również piękne naturalne progi wodne na rzece Tanew. Latem tutejsze lasy obfitują w jeżyny i czarne jagody, natomiast jesienią możemy zbierać wiele gatunków grzybów. O czystości tutejszych terenów świadczą żyjące tu bobry. Spacerując brzegiem Tanwi i Sopotu, można spotkać żeremia bobrów, zbudowane z ubitego mułu i chrustu. Często możemy spotkać pnie drzew ściętych przez bobry.
- Szczegóły
- Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
Strona 1 z 2
- start
- Poprzedni artykuł
- 1
- 2
- Następny artykuł
- koniec