W niedzielę 21 maja spotkaliśmy się, jak co roku obok maleńkiego cmentarza w Szarajówce, aby uczcić pamięć spalonych przez Niemców 18 maja 1943 roku mieszkańców tej miejscowości. Zbrodnia ta uznawana została za jedną z najokrutniejszych na Zamojszczyźnie. Uroczystości rocznicowe gromadzą w Szarajówce władze samorządowe, radnych, młodzież, kombatanckie poczty sztandarowe, druhów strażaków, członków GRH Wir, mieszkańców Gminy Łukowa oraz Rodziny pomordowanych. Przynoszone są kwiaty, zapalane znicze.

"PAMIĘTAMY" – widniał napis przy jednej z wiązanek. Tak pamiętamy. Cieszymy się, że pamięta młodzież, gdyż okolicznościową część artystyczną przygotowali uczniowie klasy VI Szkoły Podstawowej im. por. Edwarda Błaszczaka ps. "Grom" w Chmielku pod kierownictwem pani Beaty Słoma.

Za pomordowanych modlił się chmielecki Proboszcz – ks. Marek Tworek. W homilii przytoczył fragment wspomnień pana Wierzbowskiego, któremu udało się przeżyć ten koszmar. Ku niebu niósł wiosenny wiatr nazwiska ofiar przwołane w modlitwie wiernych oraz śpiew chmieleckiego Chóru Kościelnego z panem Henrykiem Kryniem na czele, który Mszę św. uświetnił.

Kilka słów podziękowania skierował do zebranych Wój Stanisław Kozyra.

Specjalne podziękowania skierować należy ku tym, którzy dbają o właściwy wygląd cmentarza schowanego pod drzewami. Ten rodzaj pamięci jest bardzo potrzebny, uczy młodzież, tak potrzebnego patriotyzmu.

Zdjęcia w galerii...

 

 

 

Msza św. za spalonych żywcem przez Niemców mieszkańców Szarajówki odprawiona zostanie 21 maja 2017 roku o godzinie 17:00 przy pomniku Pomordowanych. Na uroczystości patriotyczno – religijne zapraszamy szczególnie poczty sztandarowe, młodzież szkolną, strażaków.

 

GOK w Łukowej wydał publikację „59. Męczenników” w opracowaniu Kamila Kopery poświęconą formacjom niemiecko – ukraińskim biorącym udział w tej, najokrutniejszej na Zamojszczyźnie pacyfikacji.

 

Prof. dr hab. Jerzy Markiewicz[1]

 

Szarajówka /18 maj 1943r./ – najokrutniejsza  pacyfikacja

Gmina Łukowa w czasie wojny była bardzo boleśnie doświadczona pacyfikacjami poszczególnych wsi.

Dnia 29 IV 1943 r. we wsiach Borowiec, Głuchy i Kozaki spalono żywcem 14 osób. Na temat tej akcji Michał Luchowski zeznaje: „ w dniu 29 kwietnia 1943 r. w czasie akcji pacyfikacyjnej z zebranej na placu ludności Niemcy wybrali około 14 osób, wpędzili do domu, po czym dom podpalili. Wszyscy ponieśli śmierć w płomieniach. Po akcji widziałem kupę kości po spalonych. Ponadto spalili całą wieś.

W dniu 18 maja we wsi Szarajówka gm. Łukowa Niemcy przeprowadzili pacyfikację należącą   do najokrutniejszych w formie i najstraszniejszych w skutkach nie tylko w Zamojszczyźnie, ale w ogóle w całej Polsce. W dniu tym spalili żywcem 58 osób, zastrzelili 9 oraz znieśli z powierzchni całą wieś. Przebieg akcji według relacji naocznego świadka Franciszka Furgały przedstawiał się następująco:    

„Piękny majowy dzień 18 maja 1943 r. Mieszkańcy wsi Szarajówka pracowali normalnie w swych zagrodach niczego złego nie przeczuwając. Nagle lotem błyskawicy około godziny 9 rozeszła się wieść, że Niemcy otaczają wieś. Zrywam się z miejsca i targany straszliwym przeczuciem wypadam                 na podwórze. We wsi ruch i popłoch. Z bezładnie rzucanych słów od biegnących mieszkańców dowiaduję się, że wioska jest z trzech stron otoczona przez Niemców i że jedynie od strony Chmielka jest jeszcze nie obstawiona. Przyczyną tego, iż ta strona nie została obstawiona, było, ja się później okazało, spóźnienie się grupy SS, która dopiero w parę minut potem przybyła z Chmielka i gęsto obsadziła lukę    w kordonie.

            Kiedy wieś została już okrążona przez oddziały SS i Schupo, do wsi wkroczyły Gestapo i oddziały SS oraz Schupo. Tu rozdzielili się na mniejsze grupy i zaczęli spędzać siłą wszystkich mieszkańców     bez różnicy płci i wieku na plac, naprzeciwko domostwa gospodarza Soniaka.

            Z kobietami i dziećmi obchodzono się na razie stosunkowo łagodnie, natomiast mężczyzn bito    w okrutny sposób i goniono po całej wsi krzycząc: ″Oddajcie broń bandyci″.

Szczególnie dotkliwie pobito pięćdziesięcioletniego Teodora Paczwę.

            Ten stan naprężenia trwał do godziny 12 w południe.

             W międzyczasie SS-owcy spędzili wszystek inwentarz z łąk i pola oraz obór, a następnie zrabowali doszczętnie cały dobytek wszystkich mieszkańców ładując go na furmanki.

            Tymczasem na placu gdzie były same kobiety, dzieci i starcy zapanowała nieopisana panika. Jedni płakali, inni śmiali się, jeszcze inni stali nieruchomo lub modlili się . Przeczuwano jakieś straszne nieszczęście.

            O godz. 12 główny komendant ″wyprawy″ rozkazał wszystkich z placu wpędzić do zabudowań gospodarzy: Macieja Mołdy, Józefa Klechy i Stanisława Krzeszowca. Szczególnie do stajni Mołdy wpędzono dużą ilość osób, przeważnie kobiety i dzieci. SS-owcy bardzo szybko i sprawnie pozamykali wszystkie otwory i drzwi, podpierając je belkami oraz obłożyli budynki słomą. Następnie podpalili wieś w kilkunastu punktach na raz, a między innymi i budynki, w których zamknięte były nieszczęsne ofiary.

            Równocześnie buchnął w niebo straszliwy, rozdzierający krzyk podobny do jęku palonych żywcem ofiar: krzyki duszonych, modlitwy umierających, piski dziecinnych głosów, płacz niemowląt.

            W pewnym momencie Anastazja Paczwa próbowała ucieczki, cudem chyba odwalając podparty otwór, lecz na zewnątrz dosięgła ją kula.

 W niecałe dwie godziny wieś stanęła w płomieniach. Niektóre pokryte dachówką domy jak np. Soniaka, Kuszki nie chciały się palić, Niemcy nosili wówczas do wnętrza słomę, lali benzynę i zapalali.

            Wkrótce ucichły jęki, krzyki i wołanie o pomoc palonych żywcem kobiet i dzieci, wokoło rozlegał się jedynie trzask ognia.

            Około godz. 13 zerwał się silny wiatr przechodząc chwilami w chmurę. Wiatr utrudniał ″pracę″   SS-owcom, gdyż wiał od zachodu na wschód, a wieś leżała z południa na północ tak, iż zamiast rozniecić pożar, lokalizował go. To sprawiło, że Niemcy byli zmuszeni do podpalania każdego budynku z osobna.

            Około godz. 15 z dobrze zagospodarowanej wsi nie zostało śladu.

W czasie pożaru tu i ówdzie spod budynków wymykały się schylone postacie i korzystając           z silnego dymu kryły się w zbożach. Tak właśnie ocaleli Jan i Władysław Wierzbowscy.

             Około godz. 15. 30 żandarmeria odjechała furmankami  w kierunku Tarnogrodu, a SS, Gestapo    i Schupo do Biłgoraja.

            Około godziny piątej pożar przygasł i wówczas zauważyliśmy zwęglone ciała popalonych ofiar. Porozrzucane w różnych pozach, z zaciśniętymi kurczowo rękoma.

            Wydobyto zwęglone ciała 58 osób: kobiet i dzieci. Wykopano wspólną mogiłę na brzegu wioski    i tam pochowano.

            Jak potem chodziły słuchy, akcja w Szarajówce była zemstą za napad partyzancki na żandarmerię w Tarnogrodzie. ”

 

Władysław Wierzbowski[2]

 

Wspomnienie naocznego świadka

 

 

Wieś Szarajówka była wioską małą, licząca zaledwie 6 numerów po 18 morgów ziemi. Niektóre gospodarstwa posiadały po 9 morgi a było też i po 3, inni posiadali po 6 morgi. Było też kilka rodzin, którzy w ogóle nie posiadali ziemi. Byli oni fornalami ziemi w folwarku w Szarajówce, dziedzicem był Żyd. Przed spaleniem wsi przez Niemców było 20 rodzin w tym 3 rodziny bezrolne. Kilka rodzin pobrało sobie ziemię z parcelacji i  pobudowali się na tej ziemi i powstała wieś kolonia Szarajówka. Mieszkańcy wsi Szarajówka żyli biednie, gdyż grunty były podmokłe, ziemia była gliniasta i w ogóle rolnictwo było zaniedbane. Nie było sprzętu ani nawet drobnej siły pociągowej. Trzymano po 1 koniu i to nieraz            w bardzo złej kondycji. Nie siano nawozów bo były drogie i ich nie było  - więc i wydajność była bardzo słaba. We wsi nie było szkoły ani sklepu. Do szkoły chodziliśmy do Chmielka oddalonego około                3 kilometrów. Ludzie żyli w zgodzie i przyjaźni. Sprzęt jaki posiadały rodziny to był pług i brona               i drewniana kosa do koszenia trawy i zboża, ale pamiętam, że żołem sierpem. Do omłotów był tak zwany cep. Całą zimę stało się w stodole i biło ile tylko sił starczało a na obiad zjadło się trochę kapusty              z grochem i pęcaka  z jęczmienia lub kaszy z krup gryczanych, tak że można powiedzieć , że była czarna bieda. Jeszcze gorzej żyli Ci którzy w ogóle ziemi nie posiadali. Przypomina mi się wypowiedź jednego     z fornali Wołoszyna, który mówił: „ Żebym miał własnej ziemi choć tyle ile kreci kopiec, to bym stanął na nim i nie pozwoliłbym się ruszyć nikomu z tego miejsca”.

Ja skończyłem szkołę w 1934 roku, w zimie chodziłem do folwarku na zarobek przy omłotach. Dodawałem snopy do maszyny lub poganiałem konie w kieracie dwie pary. Żyd płacił mi 60 groszy dziennie o swoim życiu. Pojechałem do Tarnogrodu kupić czapkę, zapłaciłem 1 zł 10 gr, tak, że dwa dni na to pracowałem w kuźni w pocie czoła taki to był wyzysk człowieka przez człowieka, a dzisiaj niektórzy głoszą , że przed wojną żyło nam się dobrze. Jest to wielki fałsz, żyli ci co mieli dużo ziemi, bo podatki były nieduże, a robotnik był tani więc trzymali parobków za marne grosze. Moja siostra służyła koło Zamościa w Siedliskach 9 lat, gdzie uprawiano tytoń i płacono jej  60 zł rocznie, a kupiła palto i zapłaciła 26 zł, chustka wełniana na głowę kosztowała 4 zł 50 gr. Przed samą wojną w maju wyjechała do Francji   i tam żyje do dziś. Ale jak to się nieraz mówi na goło, ale było wesoło.

            Teraz zacznijmy o losach mieszkańców Szarajówki w czasie okupacji. Otóż jak nam wszystkim wiadomo, że w 1939 roku Niemcy zajęli nasz kraj, rozbrajali nasze wojsko biorąc do niewoli. Pędzili je przez las zwany Parszywiec. Niektórym udało się uciec w krzaki, a potem szukali jakiejś wsi i bardzo dużo przychodziło do Szarajówki. Myśmy mieszkali pierwsi od strony lasu, więc najpierw wstępowali do nas, aby czymś się pożywić. Matka co drugi dzień piekła chleb, a były przypadki, że i w nocy chodziła doić krowy i gotować mleko, bo nie było raz jeden co dać do jedzenia. Potem szukali kogoś, aby mogli   się przebrać w cywilne ubrania i ruszali w różne strony. Niemcy początkowo niewiele interesowali  się ludnością mieszkającą na wsi, ale później zaczęli wypędzać do wywózki drzewa z lasów, do stacji Długi Kąt. Było to dla ludności bardzo uciążliwe, także i my musieliśmy jeździć, a zwłaszcza zimą sańmi, nieraz nie było w co się dobrze ubrać , czy sobie, czy nawet koniom dać do jedzenia. Pamiętam tak jednego razu wybraliśmy się z Kozyrą St. A obie klacze miały źrebięta, a było to w czerwcu, nabraliśmy zielonej koniczyny i do domu nie mogliśmy dojechać, bo nam umglały. Gorsze sprawy stały się dla mieszkańców naszej wsi po napadzie Niemców na Rosję. W sierpniu 1941 roku wojska niemieckie biorąc Rosjan do niewoli zabijali ich masowo, ale jednak niektórym udało się uciec i oni szukali schronienia w ludności polskiej. Taki uciekinier był u nas w domu przez kilkanaście dni, ale gdy Niemcy zagrozili Polakom za przetrzymywanie takiego niewolnika karą śmierci, on pożegnał się z nami i poszedł sobie, dokąd nie było nam wiadomo. Takich uciekinierów w naszych okolicach było więcej  i oni organizując   się zaczęli napadać na wioski rabując mienie ludności. Niektórzy z Polaków którym podobała się taka robota , napadali nocami z bronią w ręku i zabierali co im pasowało. Taka banda napadała często na naszą wieś rabując i zbytkując się w różny sposób, wielu rodzinom. Pomijając tylko niektóre, zwłaszcza dwie rodziny, które miały z nimi związek, nazwisk nie będę ujawniał. U nas 6 IX zabrano konie i żyto, które było gotowe do zasiewu. Jednak Niemcy przy pomocy szpiegów a przeważnie Aleksandra Telikały z Korchowa dowiedzieli się, że banda ma jakieś stosunki z kimś  w Szarajówce i około 1 grudnia 1942 roku okrążyli naszą wieś i kolonię Szarajówke i spędzili wszystkich mężczyzn, którzy tylko zostali    w domu w jedno miejsce a sami przeprowadzili rewizję w zabudowaniach, ale nic nie znaleźli. Po jakiś dwóch czy trzech godzinach ustawili nas w dwójki i szedł oficer i tłumacz i pytał się każdego ile ma lat     i robiono już dwie kolumny młodszych osobno, starszych osobno i oficer mówił po niemiecku a tłumacz powiedział, że „Współpracujecie z bandą za to aresztujemy tamtych mężczyzn (między aresztowanymi byłem i ja) i jeśli nie przestaniecie współpracy to przyjedziemy, wybijemy i spalimy Was wszystkich”. Nas zapędzono do Tarnogrodu do piwnicy pod żandarmerią, i zostaliśmy przesłuchani i spisano dokładne dane i na drugi dzień zawieziono nas do Biłgoraja na Zamojską do więzienia. Było nas 10. Jednego wyratował sołtys z Majdanu Zawiślak. W więzieniu siedzieliśmy do soboty, w sobotę zawieziono nas      do obozu na Majdanku. Byli to Kuszka Stanisław, Krzeszowiec Stanisław, Soniak Teodor, Paczwa Piotr, Patłak, Cieślak Jan, Kozyra Stanisław, Kmiotek Antoni, Wierzbowski Władysław a Krzeszowiec Jan          z Biłgoraja został zwolniony.  Pobyt w obozie był straszny, wprost nie do opisania, gdyż żadne pojęcie człowieka nie jest w stanie sobie wyobrazić, że człowiek może być tak wytrzymały. Otóż co chodzi             o wyżywienie: rano na śniadanie pół litra kawy, obiad był aż wieczór, pół litra zupy  z brukwi, na kolację pół litra kawy, ale nigdy nie była to kawa tylko jakieś zioła i na 8 osób chleb,  że Każdy tylko otrzymywał porcję zaraz ją zjadł, a rano tą wodę wypił samą i cały dzień był głodny i musiał pracować przy kanalizacyjnych lub przy kopcach układać chodniki i wiele innych prac a była  to zima, ubrania mieliśmy pasiaki, to znaczy koszula, mundur, spodnie, płaszcz i beret na głowę, na nogi kamasze na drewnianym spodzie. Spaliśmy w barakach na pryczach, do nakrycia dawali jeden koc, czasem 2 koce. Jednym słowem człowiek był zawsze głodny i zmarznięty na kość, a rano o godzinie szóstej wypędzili na apel bez względu na mróz czy zawieje i staliśmy do ósmej a często dłużej. Idąc na apel musieliśmy zabierać i umarłych, których codziennie było kilkanaście osób. Ludzie umierali jak muchy, gdyż było dużo różnych chorób jak: dur brzuszny, czerwonka. Ja odmroziłem nogi i zostałem wzięty do szpitala i tam byłem dłuższy czas aż nadszedł najszczęśliwszy dzień w moim życiu był to dzień marca 1943 roku. Zostałem wezwany do gabinetu lekarza, który powiadomił mnie, że jestem zwolniony do domu. Byli również zwolnieni Patłak i Kuszka, którzy jeszcze żyli. Proszę sobie wyobrazić przez trzy miesiące 6-ciu takich młodych mężczyzn nie wytrzymało. Ja jak wróciłem to tylko miałem skórę i kości. Potem byłem chory, gdyż miałem zatruty cały organizm i byłem wycieńczony. Leczył mnie lekarz Pojasek z Biłgoraja i stopniowo dochodziłem do siebie i nadszedł dzień 18 maja 1943 roku. Wczesnym rankiem Niemcy okrążyli naszą wieś Szarajówkę. Ja gdy usłyszałem od ojca, że znowu Niemcy nas okrążają pobiegłem aż do trzeciego sąsiada od którego było widać drogę w stronę Chmielka, myśląc, że może mi się uda jeszcze wydostać z okrążenia, ale niestety Niemcy już byli rozstawieni na całym widnokręgu. Wyszedł sąsiad Podsada i mówi, że jego dwóch synów jest ukrytych w stodole i że jest jeszcze miejsce  i jak bym chciał to mogę się z nimi ukryć. Przez chwilę wahałem się, myśląc jak będą palić też może być gorzej, ale coś mnie popchnęło abym tam poszedł i wszedłem do tej kryjówki i tam siedząc szparami widzieliśmy jak po chwili Niemcy przyszli i zabrali rodzinę Podsadów, a dwóch stało za stodołą,  bo słychać było jak się rozmawiali. Najpierw byli w stodole. Po 4-ch godzinach usłyszeliśmy, że się wieś pali i było dużo strzałów. Po jakimś czasie przyszło dwóch Niemców podpalili zabudowania, w których byliśmy ukryci i jak stodoła już na dobre była w płomieniach wyczołgaliśmy się z dymu na pole w żyto i leżeliśmy aż odjechali Niemcy.

Wszystkich, których zastali we wsi porozpędzali po zabudowaniach i podpalili. Wszystkich spalono 59 osób w tym 30 dzieci, 9 mężczyzn i 20 kobiet. Moi rodzice i 11 letnia siostra też została spalona.

           

 

Osoby, które zostały zamordowane i spalone we wsi Szarajówka dnia 18 maja 1943 roku:

 

 

  1. Wierzbowski Jan lat 46
  2. Wierzbowska Franciszka lat 49
  3. Wierzbowska Ludwika lat 11
  4. Paczwa Teodor lat 42
  5. Paczwa Anastazja lat 39
  6. Paczwa Pelagia lat 65
  7. Paczwa Stanisław lat 7
  8. Szwed Józef z Różańca lat 6
  9. Podsadów Konstanty lat 43
  10. Podsadów Katarzyna lat 38
  11. Podsadów Piotr lat 9
  12. Podsadów Anna lat 6
  13. Podsadów Stefania lat 4
  14. Saniak Anastazja lat 35
  15. Saniak Stefania lat 7
  16. Szydłowska Maria lat 9
  17. Mołda Katarzyna lat 45
  18. Mołda Anna lat 15
  19. Mołda Janina lat 7
  20. Krzeszowiec Czesław lat 8
  21. Paczwa lat 63
  22. Paczwa lat 40
  23. Rybałt Mateusz lat 52
  24. Rybałt Pelagia lat 55
  25. Korczak Katarzyna z Różańca
  26. Dupka Katarzyna lat 35
  27. Dupka Maria lat 7
  28. Dupka Anna lat 9
  29. Dupka Jan
  30. Otkała Andrzej lat 62
  31. Otkała Anna lat 61
  32. Tkaczkowska Janina
  33. Klucha Katarzyna lat 35
  34. Klucha Bronisław lat 7
  35. Klucha Maria lat 1
  36. Otkała Katarzyna lat 49
  37. Klecha Józef lat 43
  38. Klecha Maria lat 41
  39. Klecha Franciszek lat 14
  40. Kuszka Stanisław lat 39
  41. Jamróz Rozalia lat 33
  42. Jamróz Józefa lat 13
  43. Jamróz Janina lat 8
  44. Jamróz Ludwik lat 5
  45. Kożuszek Katarzyna lat 62
  46. Ziomek Anastazja lat 57
  47. Paczwa Julia lat11
  48. Żyłów Ewa lat 60
  49. Żyłów Zofia lat 6
  50. Krzyszycha Apolonia lat 20
  51. Krzyszycha Michalina lat 1
  52. Patlak Ewa lat
  53. Patlak Grzegorz lat 43
  54. Patlak Michał lat 6
  55. Patlak Jan lat 17
  56. Patlak Julia lat 4
  57. Furgała Maria lat 26
  58. Furgała Wanda lat 8
  59. Furgała Józio 6 miesięcy

 

Razem 27 rodzin, 23 krzyże

 

Ci, którzy zginęli w obozie na Majdanku

  1. Paczwa Piotr 4. Kozyra Stanisław
  2. Krzeszowiec Stanisław 5. Kmiotek Antoni
  3. Saniak Teodor 6. Ćwik Józef

 

        

                                 Cichy cmentarzyk tu w Szarajówce

Każe wspominać tamte dni

To dla nich dzisiaj jesteśmy tutaj

By hołd i cześć dziś oddać im.

 
Śpijcie w spokoju

My pamiętamy,

że wam przerwano życia nić,

Że was bestialsko wymordowano

Słychać do dziś dziecięcy krzyk.

 

Danuta Cieślak z Biłgoraja

 

[1]              Jerzy Markiewicz Odpowiedzialność zbiorowa ludności polskiej powiatu biłgorajskiego podczas okupacji hitlerowskiej, PWN 1958, s. 17-18.

[2]              Wierzbowski Władysław, syn Jana – Franciszki z domu Pluskwa, ur. 6. 06. 1920r. w Chmielku, zm. 25 sierpnia 2002.

                Żołnierz BCh ps. Wicher.

                Artykuł udostępnił redakcji Syn Pana Wierzbowskiego.

Goniec łukowski do nabycia w cenie 10 zł.

Kontakt z nami

Gminny Ośrodek Kultury w Łukowej
Łukowa 569A
23-412-Łukowa

tel. 84 6874060, 6874053
e-mail: gokluk1@wp.pl
administrator: informatyk@lukowa.pl

Copyright © 2024 Oficjalny serwis internetowy Gminy Łukowa. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Joomla! jest wolnym oprogramowaniem wydanym na warunkach GNU Powszechnej Licencji Publicznej.